Ta relacja będzie nieco inna niż zwykle – po pierwsze pisana przez dwie osoby z naszego portalu, a więc przedstawi dwa spojrzenia na opisywaną imprezę. Czy będą to spojrzenia różne, czy podobne tego nie jesteśmy w stanie w tym momencie Wam jednoznacznie określić – wyjdzie w praniu. ;) A po drugie dlatego, że – z racji, iż mieliśmy do czynienia z debiutującą na polskim rynku marką i organizatorem – nie będziemy tu opisywać imprezy minuta po minucie i set po secie (no, może trochę), a rozbijemy opis na najważniejsze naszym zdaniem czynniki, składające się na naszym zdaniem dobrze zrobiony event.
Organizacja
Emill: Kiedy jakoś w okolicach listopada lub grudnia dowiedziałem się, że będę miał kolejną okazję posłuchać Johna "00" Flemminga na żywo, moją pierwszą myślą było – "jadę". Nie patrzyłem na to na jakiej imprezie będzie grał, gdzie, z kim, ile kosztują bilety... Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że to kompletnie nowa, duża impreza, że oto na naszym rynku pojawia się gracz, który od samego początku chce naprawdę ostro namieszać. Ujawniany stopniowo, coraz to bardziej intrygujący skład, świetna moim zdaniem komunikacja z klubowiczami w mediach społecznościowych (czasem aż do przesady), podrzucane co jakiś czas informacje mające dodatkowo zachęcić do przybycia, czy w końcu hasło przewodnie imprezy: "Trance for life" – detale, które sprawiły, że wielu ludzi dość szybko uwierzyło, że możemy mieć do czynienia z godną konkurencją dla już działających na naszym rynku agencji eventowych. Oczywiście nie obyło się bez wpadek – wycofanie z line-upu Sneijdera, na którego czekało wiele osób, czy kontrowersyjne time table, które jako pierwszy i chyba na szczęście jedyny czynnik w trakcie wszystkich przygotowań poddało w wątpliwość profesjonalne podejście organizatorów do sprawy. To wszystko jednak miało miejsce przed imprezą – a co na niej? Już od momentu przejścia przez bramki dało się zauważyć, że zadbano o wiele detali. Detali takich, jak na przykład profesjonalna i skrupulatna ochrona, być może nieco zbyt skrupulatna w niektórych momentach, wolę jednak by dmuchano na zimne, niż żeby dochodziło do tak komicznych sytuacji jak na evencie konkurencji, gdzie sprawdzono mi dokładnie portfel, natomiast nie dotknięto nawet plecaka... Skoro już mowa o ludziach pracujących przy imprezie, plus również za sympatyczne hostessy. Inna rzecz – wszyscy wiemy, że zgodnie z polskim prawem strefa z alkoholem musi się znajdować poza terenem imprezy, co przy obecnej aurze wiąże się najczęściej z delektowaniem się piwem na mrozie, lub w najlepszym przypadku w jakimś średnio ogrzanym namiocie. Owszem, tu również postawiono namiot ze zwykłym piwem, ale już na korytarzu okalającym Arenę znajdowały się wszystkie stanowiska gastronomiczne w tym także te z odrobinę tylko słabszym piwem, które już nie podpada pod ustawę o bezpieczeństwie imprez. Było również zorganizowane mnóstwo miejsc do siedzenia bez skazywania się na słuchanie kogoś, kto akurat w danym momencie średnio nas interesuje. A propos gastronomii – zapiekanki i tego typu potrawy to norma, ale czy ktoś pamięta event z lodami i goframi? Niby taka śmieszna na pierwszy rzut oka drobnostka, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić to czemu by nie? Minusy w organizacji? Było ich naprawdę niewiele – poza wspomnianym już time table, które rzecz jasna musiało być kompromisem między wymaganiami poszczególnych artystów i ich managementów, ale którego zamysł ciężko było zrozumieć, powinienem doczepić się do zatorów tworzących się przy wejściach na parkiet – powinien tam być zrobiony wyraźnie oznaczony ruch jednokierunkowy, ewentualnie otwarte dwoje drzwi z każdej strony, wtedy ludzie sami by się zorganizowali.
Karina: Moją uwagę przy pierwszym zwiedzaniu Areny również zwróciły stoliki, gdzie można było usiąść i pogadać oraz bogaty wybór potraw w strefie gastronomicznej, różnego rodzaju kanapki, zapiekanki, chyba nawet szaszłyki widziałam, ale nie jestem pewna :) Dodatkowo na wejściu bardzo sympatyczne Panie służyły pomocą i widać było zaangażowanie w projekt, aby klient był zadowolony, za to też plus.
Jedyna rzecz organizacyjna, która mi się nie spodobała to ułożenie Time-Table. Zapewne osoby, które zajęły się bookowaniem artystów zdawały sobie sprawę z tego jaką muzykę oni grają i w tym momencie danie np. Ummeta Ozcana na godzinę 21 było błędem. Fakt, że rozkręcił on imprezę i zagrał bardzo fajnego seta, ale potem gdy wszedł kolejny artysta parkiet nagle się wyludnił... Niestety, trzeba tak układać time table, aby dawkować prędkość i dawać grających szybsze odmiany trance artystów na godzinę mniej więcej 3:00 rano.
Oprawa
Emill: Rozmach, z jakim przygotowano oprawę można określić krótko – wysokiej klasy. Żeby być precyzyjnym - gdyby go porównać do eventów na świecie być może wypadł by "normalnie", albo nawet słabiej, natomiast na tle innych polskich imprez halowych, szczególnie z ostatnich miesięcy, Electik prezentował się po prostu fenomenalnie. Dawno na evencie nie było sytuacji, żebym urzeczony obserwował spektakl wody, światła, muzyki i ognia, jaki zaserwowali nam organizatorzy. Z drugiej jednak strony szkoda, że na pełną moc elementy wizualne były włączane stosunkowo rzadko i nie w tych momentach, w których należało by się jej najbardziej spodziewać. Za to kiedy już poszły w ruch... Na pewno trochę rozczarowujący był mapping 3D – jeśli ktoś widział scenę, z boombox na Godskitchen w Hali Stulecia, wie jak to powinno być prawidłowo zrobione. Nagłośnienie to oczywiście po raz kolejny w Polsce L'Acoustic, przesterów, szumów, zbyt niskiego / wysokiego natężenia dźwięku ani dziwnych odbić nie stwierdziłem, więc pod tym względem było po prostu tak jak powinno być.
Karina: Miałam okazję widzieć na jednym z portali zdjęcia z budowy sceny i, jak to bywa w polskiej mentalności, pojawiły się głosy krytyki, że scena uboga, że nic ciekawego... Pozwoliłam sobie na skomentowanie tego mówiąc, że nie oczekujmy scen a'la Tomorrowland za cenę około 80 zł, biorąc pod uwagę fakt jacy artyści zostali zaproszeni, bo nie ukrywajmy, Paul van Dyk tani raczej nie był... Ja w każdym razie widziałam potencjał w tej scenie i miałam dobre przeczucie, bo faktycznie scena i efekty wizualne wywarły na mnie pozytywne wrażenie i nie byłam zawiedziona, a to u mnie ważne. :) Z oprawy jest jeden element, który mnie dosłownie powalił i każdemu to powtórzę. :) Chodzi o intro, po prostu brak mi słów, za każdym razem kiedy słyszałam je przed artystą to szalałam, ten bit mnie niszczył. Idealnie nadaje się jako dzwonek na telefon, przypominający ten event. :P
Jedyne moje zastrzeżenia dotyczą nagłośnienia, a mianowicie dopóki nie zaczął grać Paul to muzyka ciszej grała, a gdy wszedł, jakby nagle zrobiło się głośniej.
Muzyka
Emill: I tak oto dotarliśmy do najważniejszego, a jednocześnie najtrudniejszego elementu tej relacji... Jak to wszystko wypadło muzycznie? Według mnie średnio. Z osób, które miałem okazję usłyszeć, mój gust i pragnienie trance'owej energii zaspokoiły 3, w tym jedna tylko częściowo. Napisałem wcześniej, że na hali ani wokół niej nie brakowało miejsc do siedzenia – zupełnie, jakby organizatorzy przewidzieli, że ludziom nie do końca przypadnie do gustu zaproponowany muzyczny klimat. I jeśli chodzi o ten aspekt imprezy, rzeczywiście pojawiło się trochę narzekań. Tylko po co w takim razie zapraszać takich, a nie innych ludzi? Carlo Calabro miał ciekawy pomysł na seta, chciał pomieszać klimatami, nie wiem czy nie pomieszał trochę za bardzo, bo momentami było aż zbyt mocno i surowo, u tyDiego sporo było Orjana Nilsena, przeważały klimaty trouse'owe, podobnie też zaczęła gwiazda wieczoru czyli Paul van Dyk.
Szczerze mówiąc pierwsze 40 minut seta Paula sprawiło, że chciałem zrobić sobie przerwę, na szczęście zostałem, bo potem było już dużo lepiej – z trouse set płynnie przeszedł w trance, zaprezentował kilka swoich nowych numerów, zagrał również nieco klasyki, ogólnie można powiedzieć, że wybronił się z tego ciężkiego początku. Set Mundera słyszałem tylko z początku, ponieważ wykorzystałem go na zbieranie sił przed dwiema dla mnie największymi petardami imprezy, on również zaprezentował mieszankę trouse i trance, z tym, że nie obyło się bez małych wpadek, ale tu pewnie zawinił czynnik stresu przed tak dużą publicznością, w dodatku na własnej imprezie.
Za to Fleming i Bukovski to było dokładnie to, na co czekałem – energia i klimat prawdziwego trance w najczystszej postaci. Najpierw progresywnej i psychodelicznej, z jakiej znany jest "00", który jak wiadomo nie ulega modom i stylom (tak też został przedstawiony w swoim intrze), a potem uplifting i tech-trance, czyli coś podobnego, co Matt Bukovski zaprezentował na imprezie w Warszawie. Jak dla mnie – sety wieczoru.
Karina: Ja, Jako, że trance słuchałam w latach 2007 – 2010, a potem przeszłam na techno, to miałam lekko mieszane uczucia czy nie będę się nudzić na tej imprezie.. W sumie to najbardziej nastawiona byłam na Ummeta, bo jego chciałam usłyszeć, a nie miałam jeszcze okazji i on akurat mnie nie rozczarował, zagrał energetycznie, można by rzecz rozwalił parkiet... zresztą widać było po ludziach, że byli zadowoleni. Paula na żywo też jeszcze nie słyszałam albo tego nie pamiętam, bo od 2008 roku było tyle imprez, że po tylu latach ledwo co się pamięta gdzie się było. Co do samego Paula zagrał różnorodnie, ale ciekawie, myślałam, że po 2 godzinie się rozkręci zwiększy tempo, a tu niestety trochę zwolnił. Co do reszty artystów no to niestety trochę zbyt monotonie, sielankowo, pływająco, ale zdaje sobie sprawę z tego, że osobom, które słuchają tej muzyki na co dzień mogło się podobać, bo mnie samej te 4 lata temu to się podobało, ale nie ukrywajmy wtedy ten trance też był inny.
Podsumowanie
Emill: Polski rynek eventowy jest niezwykle kapryśny i trudny, a podjęcie się czegoś takiego jak organizacja kompletnie nowej imprezy, obiecując jednocześnie klubowiczom najwyższy światowy poziom to bardzo ryzykowne zadanie. Zaufanie naszej publiczności bardzo trudno zyskać, ale bardzo łatwo stracić. Sądząc po komentarzach i w mojej własnej opinii ten pierwszy krok organizatorom się udał, co prawda jest parę rzeczy do poprawienia (przede wszystkim – więcej trance'u w trance! - skoro hasłem jest Trance for life...), ale myślę, że warto śledzić ich dalsze poczynania. Tym bardziej, że zdrowa konkurencja wśród agencji eventowych się przyda, a klubowiczom wyjdzie tylko na lepsze.
Karina: Ja natomiast tą imprezę mogę zaliczyć do udanych, ale nie jakoś wybitnie. Na pewno najważniejsze jest to, że na polskim rynku jest nowa agencja eventowa, że ma ciekawe pomysły, mam tu na myśli projekt sceny i wizualizacji. Jestem ciekawa, co nowego nam zostanie przez nich zaproponowane i czy w ogóle zostanie?
Autor:
Karina Morawska (CubeStage.pl)
Zbigniew "Emill" Pławecki (CubeStage.pl)
Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozprzestrzenianie artykułu bez zgody autora jest zabronione! Prawo chronione przez ustawę z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych: Dz.U. z 1994 r. Nr 24, poz. 83.