Imprezy, na które jeździmy jako klubowicze dzielą się na te wynikłe spontanicznie, wywołane wolnym piątkowym lub sobotnim wieczorem i impulsem z rodzaju „chodźmy gdzieś” oraz takie, które planuje się od wielu tygodni i co do których zazwyczaj można mieć pewność, że będziemy je pamiętać jeszcze długo potem. Imprezy Essential Vibes zdecydowanie należą do tej drugiej kategorii, a ponownie mieliśmy okazję się o tym przekonać w ostatni piątek na kolejnym z cyklu wydarzeń promujących i przedstawiających szerszej polskiej publiczności zdolne, rodzime talenty ze sceny trance.
Tak się bowiem dziwnie w naszym kraju składa, że mimo wielu naprawdę zdolnych producentów i Djów grających klimatycznie, energicznie i porywająco tylko niewielka część z nich przebija się do świadomości klubowiczów, na co dzień zachwyconych zagranicznymi gwiazdami. Co zabawniejsze, gwiazdy te nierzadko prezentują słabszy styl lub diametralnie go na przestrzeni ostatnich lat zmieniły, podczas gdy „nasi” od dawna trzymają się dźwięków z najwyższej półki.
Ale dość dywagacji o polskich niuansach sceny klubowej, to w końcu miała być relacja. Imprezy kolektywu Essential Vibes od dawna znane są z różnorodności, każda z nich prezentuje nieco inną odmianę trance, a niekiedy wręcz są to osobne sceny poświęcone np. muzyce house. Ale takiego przestrzału klimatów zebranych w ciągu jednej nocy, jak na Polish Talents vol. 2 chyba jeszcze nie było (oczywiście wszystko w granicach rozsądku i na poziomie ;) ). Pierwszym, którego usłyszałem tego wieczora był Sebastian Weikum – i tu zaskoczenie, tym większe, że sceny house do tej pory na imprezach EV raczej średnio mnie interesowały. Zazwyczaj pierwsi zjawiający się w klubie goście już przy wejściu słyszą wolniejsze, ale jednak trance'owe dźwięki, natomiast Sebastian rozgrzał parkiet klimatami spod znaku house i tech-house, stanowiąc ciekawy warm-up dla kolejnych artystów, a jego set z każdym kolejnym trackiem nabierał siły i mocy, by zakończyć się przysłowiową kropką nad i w postaci „Seksis” Alana Fitzpatricka.
Także energię, ale już w typowo trance'owym stylu przedstawił pierwszy z zaproszonych tego wieczora „polskich talentów”, czyli Thomas Datt. Set, który zagrał w Warszawie składał się w stu procentach z jego własnych produkcji, tak więc każdy, kto choć odrobinę zna styl mieszkającego obecnie za Oceanem Polaka wie, że nie zabrakło tu ani cudownych, unoszących melodii, ani odpowiedniego tempa. Nie obyło się także bez nawiązań do klasyki gatunku, dzięki „Southern Sun” Paula Oakenfolda w remiksie Thomasa. Warto również zauważyć, że Thomas miał świetny kontakt z nasza publiką, a może to nasza publika sprawiła, że nie obyło się bez wariactw za konsoletą? Później zresztą dołączył do zebranych pod nią fanów, więc była okazja do pamiątkowych zdjęć, autografów, kilka osób załapało się nawet na koszulki z charakterystycznym hasłem #DattAss. Szkoda tylko, że zabrakło kultowego jak dla mnie kawałka „2v2”.
O ile dla Thomasa występ w K8 był debiutem w naszym kraju, o tyle grającego po nim Matta Bukovskiego polscy klubowicze mieli okazję usłyszeć już nie raz, ostatnio całkiem niedawno, na relacjonowanym przeze mnie Trance Xplosion w Poznaniu. Jednak set z Warszawy dość znacznie różnił się od tego z Poznania – tam Matt był jednym z pierwszych, tu grał w samym środku imprezy, tak więc było dużo mocniej. Zaczęło się od upliftu, nie zabrakło także produkcji własnych Matta („Breathe In Breathe Out” z Ellie Lawson), by pójść w stronę tech-trance, do tego stopnia, że ktoś niezorientowany mógłby mieć wątpliwości czy to aby na pewno Matt, czy może inny Polak znany z takich klimatów – Indecent Noise. Żartobliwie można stwierdzić, że być może nawet przesadził z mocnym uderzeniem, którego nie wytrzymało w pewnym momencie nagłośnienie, na szczęście awaria trwała tylko krótką chwilę, później nikt już o niej nie pamiętał.
Pozostała część nocy należała już do przedstawicieli Essential Vibes. Ta część każdej imprezy organizowanej przez ten kolektyw to gratka dla najwytrwalszych, którym EV wynagradzają cierpliwość. Najpierw Matthew Pear, przed którym stanęło ciężkie zadanie podtrzymania atmosfery po secie Matta i z którym myślę poradził sobie znakomicie, chociażby dzięki „Airport” Photographera. Jeśli ktoś z obecnych w tym momencie w K8 pomyślał, że na tym niespodzianki się skończą, był w błędzie – jeśli Paul Cogito swojego seta zaczyna od nieśmiertelnego „Burned with desire” to wiedz, że coś się dzieje... Zarówno set, który zagrał w pojedynkę po Matthew, jak i ich wspólny b2b, trwający – jak to zwykle bywa - „do ostatniego klienta”, to po prostu jedna wielka podróż przez największe klasyki. „Exploration of Space”, „Lift”, „How U Like Bass”, „Can U Dig It”, „Resurection”, „Sandstorm” - utwory, których nie trzeba przedstawiać nikomu, kto naprawdę kocha ten klimat i tę muzykę.
W sumie całą imprezę można by podsumować znanym skądinąd stwierdzeniem, że „są imprezy i jest... Essential Vibes”. Ani zmiana lokalizacji (choć następnym razem myślę, że przydałby się jednak większy parkiet, bo górny poziom raczej nie załatwia sprawy, ludzie wolą się bawić bezpośrednio przed Djką i nagłośnieniem), ani piątkowy termin nie sprawiły, że coś poszło nie tak lub było gorsze, wręcz przeciwnie, pod względem muzycznym była to dla mnie osobiście jedna z najlepszych imprez, no, może poza classic night. Kolektyw Essential Vibes stawia sobie z każdą imprezą coraz wyżej poprzeczkę, a następna okazja, by się przekonać czy będzie znowu przynajmniej tak dobrze jak teraz już za miesiąc.
Autor:
Zbigniew "Emill" Pławecki (CubeStage.pl)
Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozprzestrzenianie artykułu bez zgody autora jest zabronione! Prawo chronione przez ustawę z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych: Dz.U. z 1994 r. Nr 24, poz. 83.