Godskitchen 2012 we wrocławskiej Hali Stulecia zbliża się wielkimi krokami a tymczasem powspominajmy wcześniejsze edycje tego wspaniałego eventu w Polsce.
W roku 2008, 5 kwietnia po raz pierwszy w Polsce odbyła się kultowa brytyjska impreza GODSKITCHEN! Już sama nazwa wywoływała u fanów dreszczyk emocji, ponieważ oferowała nie tylko wrażenia muzyczne, ale także niesamowity klimat związany ze stroną wizualną. Na pierwszej polskiej edycji oprócz przepięknej produkcji (monumentalna scena w kształcie słońca oraz niesamowite efekty oświetleniowe) pojawiły się największe gwiazdy światowej muzyki elektronicznej. Imprezę rozpoczął DJ W a tuż po nim za deckami stanął Daniel Kandi! Duński producent miał okazję po raz pierwszy zaprezentować się przed polską publicznością. Znany ze swojej dynamicznej i melodyjnej twórczości Daniel zaprezentował wszystko, co najlepsze w swoim stylu. Kolejnym reprezentantem Skandynawii na tym evencie był Marcus Schossow. Marcus zostawił po sobie dobre wrażenie, tysiące uśmiechniętych twarzy i zmęczone tańcem organizmy... Kuchnia Boga dopiero się rozgrzewała.
O godzinie 23 za konsoletą pojawił się nikt inny jak Fedde Le Grand - autor kilku electro-house’owych hitów, sensacyjny debiutant na liście DJmag Top 100, postać której nie trzeba przedstawiać żadnemu słuchaczowi muzyki klubowej. Zagrał tak dobrze, jak się wszyscy spodziewali.
Mała roszada w timetable spowodowała, że Fedde Le Grand zagrał przed „Księciem Ciemności”, bo tak Dubfire'a nazwał DJ Magazine . Minimalowe dźwięki rozbrzmiewały w głośnikach aż miło. Po raz kolejny okazało się, że nie trzeba grać szybkich numerów, aby grać dynamicznie i imprezowo. Zresztą było to odczuwalne w postach po evencie. Jeden z użytkowników napisał: „D U B F I R E oddam wszystko za jego seta...ciągle chodzą mi po głowie te wgniatające w ziemię dźwięki.”
Tuż przed występem Above & Beyond miało miejsce wydarzenie, którego jeszcze na polskich eventach nie obserwowaliśmy, bo nigdzie nie było jeszcze dziewczyny wyczyniającej zapierające dech w piersiach akrobacje na wysokości około pięciu metrów nad publicznością. Above & Beyond przeniosło nas w diametralnie inny od tego Dubfire’owego świat pływających melodii, dynamicznych basów i anielskich wokali.
O godzinie czwartej Guardian Angels wprowadziły za stery wrocławskiej hali człowieka, który od jakiegoś czasu był uważany przez Was za numer jeden w naszym rankingu FTB. Sander van Doorn zawsze z chęcią gra w Polsce, w końcu to właściwie tutaj rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera. Mocnym uderzeniem na początek seta było „The Bass”. Później Sander już tylko rozkręcał się prezentując mocne techy z domieszką upliftingowych brzmień.
Zakończenie imprezy to set Marcela Woodsa. Mimo późnej pory udało mu się wycisnąć z reszty imprezowiczów dużą dawkę energii. Marcel zafundował kolejne półtorej godziny mocnych tech-trance’owych rytmów, powodując że Hala Stulecia do godziny 7 rano tętniła jeszcze życiem.
Kolejna edycja Godskitchen odbyła się rok później dokładnie 18 kwietnia 2009! Scena składała się z sześcianowych elementów wiszących w powietrzu (w tym jeden „mega”-potężny, bo aż 4 tonowy!) wzbogacone niespotykaną konstrukcją i neonami. Ciekawa scena była w tym roku motywem przewodnim (tak jak to jest w przypadku wszystkich imprez z cyklu Godskitchen). Po jej bokach usytuowano pionowe elementy z diodami, a jeszcze dalej spore telebimy połączone ze sceną, na której pojawiały się tancerki. Największe wrażenie robiły ujęcia z kamery zawieszonej nad głową artysty – pomysł idealny dla wszystkich aktualnych i potencjalnych didżejów, widzieliśmy bardzo dokładnie wszystkie ruchy miksującego. Dzięki dodatkowym LED-om i telebimom po bokach, scena sprawiała wrażenie niezwykle szerokiej.
Pierwsze sety jakie usłyszeć można było tego wieczoru to set Glassego oraz Arneja. Glasse - na pewno ucieszył miłośników nowoczesnego, klubowego grania, w którym królowały świeże house’owe brzmienia. Z kolei Arnej zasłynął tym, że nie zagrał swojego wielkiego przeboju „The Ones That Get Away”. Były za to inne jego produkcje takie, jak „Dust In The Wind” w wersji dub i „Strangers We’ve Become”, a także jego własne wersje utworów Armina van Buurena i klasyka Marca Vision „Time Gate” z 1999 roku..
W trakcie występu Johna Dahlbacka, zaczęło na scenie dziać się coraz więcej. Przed nim zobaczyliśmy intro, które nawiązywało do tego z poprzedniej edycji – stonowany klimat, lektor spokojnie czytający nam kolejne wersy, przewracające się kartki książki. Już przy pierwszym tracku zaczęło się szaleństwo, spotęgowane przez pierwszy mocny motyw wizualny tej nocy czyli wielki magnetofon, którego membrany trzęsły się rytmicznie po bokach Johna.
Eric Prydz również znany jest z tego, że zwykle mocno skupiony jest na miksowaniu i prawie go zza konsolety nie widać, w dodatku zawsze ma czapkę. Tej nocy jednak mieliśmy do czynienia z nieco inną wersją Prydza. Przywitany został wielkimi brawami i sam się do nich dołączył namawiając do wspólnego szaleństwa, co już było nowością w stosunku do poprzednich jego eventowych występów w naszym kraju. A co najważniejsze – od pierwszych sekund przeszedł do konkretów, nie trzeba było wiele minut czekać aż się rozkręci. Nieznany, „potężny numer” z monumentalnym intrem na początek, w czasie którego poleciały serpentyny i zapaliły się światła wewnątrz konstrukcji didżejki, która robiła przez kilka chwil wrażenie jednego, wielkiego stroboskopu.
Markus Schulz – to jego set najczęściej opisywany był po imprezie jako najlepszy – trzeba też zaznaczyć, że w jego trakcie pojawiły się też niesamowite, trójwymiarowe wizualizacje – rysunkowy dom oddalał się i przybliżał, jechaliśmy szybko przez animowane miasto. Dla tych motywów warto było postawić taką a nie inną konstrukcję. Pierwsze kilka numerów poderwało mocno całą Halę Stulecia, nawet tych, którzy nie przepadają za muzyką trance. Było bowiem bardzo energetycznie i mało upliftingowo.
Mauro Picotto wyważył nieco klimaty zanim przeszedł do mocnego techno. Nie wszyscy fani trance’u zaprzyjaźnili się z groźnymi beatami Pana Picotto, niektórzy na 75 minut udali się wypocząć, by wrócić na seta jednego z ulubieńców polskiej trancowej publiczności Menno de Jonga. Menno postanowił nie nawiązywać do technicznych klimatów poprzednika. W Hali Stulecia rozpoczął od klasycznego breakdownu. W dodatku absolutnie premierowego tracka stworzonego wraz z Leonem Bolierem – jak zapowiadał czekał z debiutem specjalnie do Godskitchen.
Ostatni numer Menno był jednocześnie ostatnim trancowym kawałkiem tej nocy, wszak imprezę zamykał ekspert od deep techy music czyli Peter Pain. Menno zdążył jeszcze podnieść polską flagę (ciekawe kiedy ten motyw się nam znudzi) i wymienił się z równie wysokim Piotrem, który zaczął dość housowo, ale z minuty na minutę robiło się coraz duszniej, coraz ciężej, bardziej psychodelicznie i jednocześnie porywająco.
Po dwóch niezapomnianych, wrocławskich edycjach Godskitchen Polska, na których gościły gwiazdy z najodleglejszych zakątków świata muzyki elektronicznej, przyszedł czas na przeprowadzkę do Poznania, gdzie gospodarzem imprezy została „stara dobra” Hala Arena.
Pomimo wszechobecnego mrozu i śniegu, hala została zapełniona stosunkowo szybko. Na początku Klubowicze mieli okazję usłyszeć Funk-A-Tone który bardzo dobrze spełnił się jako warm-up.
Następnie za deckami stanęli back-to-back Venti Otto i Christopher Gruning, specjaliści od pędzącego techno w ekipie dj-ów MSM. Przez godzinę Arenę zdominowały ciężkie, undergroundowe brzmienia, do których reprezentanci Audio Contrast od dłuższego czasu przyzwyczajali poznańską publikę.
Pierwszym z obcokrajowców na scenie był Niemiec Moguai. Byliśmy świadkami utrzymanego w ramach bigroomowego electro seta dj-skiego. Dla wielu był to set imprezy. Kolejnym długo wyczekiwany dj był nie kto inny jak Tocadisco który podbił nasze serca za pomocą odpowiedniej mieszanki sprawdzonych hitów i świeżynek, w swoim mocnym, elektrycznym i nie tylko, stylu. Set Tocadisco miał w sobie przysłowiowego „pałera” i właśnie tego oczekiwaliśmy akurat od niego. Fani nie zawiedli się, a i cała reszta powinna być zadowolona.
Sety Romana Boera i następnego w kolejce Urosa Umka przedzielone były długim dość popisem dźwiękowo-pirotechniczno-wizualno-tanecznym, który w istotny sposób zaznaczył obecność Kuchni Boga w Poznaniu!
Po resetującym klimat imprezy Umku, przyszedł czas na tak bardzo wyczekiwany przez wielu duet Cosmic Gate. Wszyscy spodziewaliśmy się trancowego kopa, tymczasem Niemcom włączył się chyba tryb „warm-up”. Zaczęli powoli, dość ospale i stopniowo, mozolnie rozkręcali swego seta. Jednak szybko sięgnęli bo swoje ulubione kawałki i tym samym spełnili marzenia każdego kto znajdował się na parkiecie!
Noc kończył kolejny duet, Myon & Shane 54, mistrzowie mash-upów, których w ich secie słyszeliśmy chyba więcej, niż na wszystkich imprezach masowych w Polsce w tym roku. Z kim jak z kim, ale z tymi panami za konsoletą, nie sposób się było nudzić, bo nigdy do końca nie można było być pewnym, co spotka nas za chwilę i czy aby na pewno grany jest ten kawałek, który rozpoznaliśmy.
Podsumowanie tak urozmaiconej imprezy należy do bardzo trudnych. Jednak Godskitchen to marka, która kolejny raz utwierdza nas w opinii o jej wysokim poziomie. Już dawno nie byliście tak jednogłośni - organizatorzy spisali się na medal, każdy z didżejów zagrał bardzo energetycznie.
A tymczasem już 03.11.2012 we wrocławskiej Hali Stulecia kolejna edycja Godskitchen!
Więcej Informacji : http://www.cubestage.pl/imprezy/2-imprezy/630-godskitchen-2012-line-up.html
Bilety
Bilety dostępne na WWW.wlotki.pl
Oraz w stałych punktach sprzedaży:
CIM, Poznań ul. Ratajczaka 44
RockRongLuck, Poznań ul. Półwiejska 20
Sklep DJ Pro, Poznań ul. Nowina 21
Hala Stulecia, Wrocław ul. Wystawowa 1